niedziela, 5 października 2014

12. 7 faktów o mnie

Wiajcie moi drodzy! :)

Nie myślcie,  że o was zapomniałam. Oczywiście pamiętam! Zbierałam się do pisania wielokrotnie, ale ciężko było mi zebrać myśli albo po chwili coś moją uwagę od pisania odrywało. Wciągnęłam się ostatnio bardzo w naturalną pielęgnację i mam istną obsesję nz punkcie skóry i przede wszystkim włosów. Mnóstwo sposobów więc testuję i co lepszymi oczywiście podzielę się z wami, ale dajcie mi czas na ocenę,  bo dnia na dzień da się zrobić niewiele.

Do rzeczy. Dzisiaj notka, w której włączam się do obecnej ostatnio na blogach zabawy "7 faktów o mnie". Powiem wam szczerze, że ciężko mi wymyślić 7 faktów. Postaram się więc wybrać co ciekawsze i to na pewno będzie tylko skrawek z całości, ale o to chyba chodzi skoro nie piszemy 100 faktów a 7 ;)

7 ciekawostek na temat Mary vel. Marbutki

1. Kocham zwierzęta. Zabrzmi to pewnie średnio, ale często do zwierzaków mam więcej serca niż do ludzi. Obecnie mam w domu psa, kota i królika. Miałam 3 chomiki i nawet prowadziłam o nich bloga, ale żywot tych maluchów jest niestety dość krótki. Pierwszym moim zwierzęciem był kanarek Kubuś, którego dostałam w wieku 5 (?) lat. Nie jestem pewna. Fascynują mnie ogromnie bardziej nietypowe domowe zwierzaki jak np. węże. Gdyby nie ich sposób odżywiania się, już dawno jakiś wąż byłby mój. Ale na razie mogę cieszyć oczy widokiem węży w sklepach zoologicznych. A kiedyś jak będę już mieszkać sama sprawię sobie kameleona albo jaszczurkę jako odmianę od futerkowych słodziaków (które oczywiście też są świetne, bo jak tu takich nie kochać). Kiedyś wam pokażę fotki moich obecnych współlokatorów.

2. Jestem kibicem w całkowitym tego słowa znaczeniu. Połowę swojego życia chodziłam na mecze żużlowe. Na początku z Tatą, przez sezon sama. Jeździłam też na wyjazdy po całej Polsce i za granicą (Miszkolc), malowałam transparenty, zbierałam pieniądze na oprawy, działałam w stowarzyszeniu kibicowskim. Chwilowo z przyczyn osobistych jestem na odwyku i mam roczną przerwę, ale nie powiedziałam ostatniego słowa. Mnóstwo ale to naprawdę mnóstwo sportów oglądam w telewizji. Jak dla mnie kanały sportowe mogłyby lecieć non stop. Wiem o sporcie więcej od większości moich kolegów, co jest bardzo smutne. Aha, jeszcze jestem kobietą i wiem co to spalony ;)

3. Skończyłam podstawówkę muzyczną. 6 lat grałam na skrzypcach i 3 na fortepianie. Nuty są dla mnie jak drugi alfabet. Trochę co prawda wyszłam z wprawy, ale tego się nie zapomina. Teraz śpiewam sobie w Chórze Akademickim Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie i dobrze mi tam :)

4. "Marbutka" to po prostu kombinacja stworzona z mojego imienia i nazwiska. Kiedyś wzięłam kartkę papieru i zaczęłam tworzyć. Ta akurat wersja spodobała mi się na tyle, że po latach postanowiłam właśnie taki adres nadać mojemu blogowi.

5. Kolejny punkt a propos imienia, ale niech będzie. Nie reaguję na zdrobnienie mojego imienia czyli "Marysia". Jak rozmawiam z niewielką ilością osób i tylko ja mam na imię Maria to tak, ale jeśli ktoś w ten sposób woła mnie na ulicy to nie odwrócę głowy za nic. To dlatego, że nie przepadałam kiedyś za swoim imieniem, a zdrobnienie to już całkiem. Teraz mi nie przeszkadza, choć wolę oryginał. W każdym bądź razie tresowałam swoich znajomych, żeby nazywali mnie Maria. Na stadionie wołali Mary i te 2 wersje funkcjonują.

6. Jak się urodziłam miałam czarne włosy i granatowe oczy. Różnicę chyba widać ;) Później w młodości moje włosy zależnie od pory roku były ciemnym blondem lub jasnym brązem. Moje rozjaśniane końcówki bardzo przypominają mój dawny natyralny kolor, więc włosy z wiekiem mi ściemniały i kto wie, może znów będą czarne? W 3 klasie liceum co miesiąc miałam inny kolor włosów i większość już n mojej głowie była. Najbardziej ekstremalne było rozjaśnianie z czarnego na blond. Nie polecam. Skutki odczuwalne są do dzisiaj w postaci połamanych końcówek i klasycznego siana. Oczy zaś są jaśniejsze ale co ciekawe miewają bardzo różne odcienie zależnie od światła i... nie wiem czego. Bywają bardzo intensywnie niebieskie,czasami wręcz fiołkowe, czasem szare i mogłabym tak wymieniać i wymieniać.

7. Mam wiele cech z wampira ;p Nie znoszę czosnku. Smaku, zapachy. Wyczuwam go na kilometr i unikam. Jestem w stanie się przemęczyć i zjeść, aby nie robić komuś przykrości i nie umarłam od tego, ale mam wstręt. Tak samo do cynamonu i kminku. Druga sprawa to niechęć do słońca. Nie lubię go, irytuje mnie, szczególnie latem. Często od zbyt mocnych promieni aż łzawią mi oczy. Teraz je akceptuję i przestaję narzekać, ale w przeciwieństwie do innych, uwielbiam chwile, gdy go nie ma.
W sylwestra byłam wystylizowana na wampira. Co sądzicie o takiej wersji mnie?
Bloody Mary

Do zabawy nominuję każdego kto ma na to ochotę :)
Trzymajcie się!
~M.


sobota, 27 września 2014

11. RECENZJA: Plan 6-tygodniowy

Uwaga, uwaga! Nie będzie autobiografii bez tematu ;) Otwieram wszem i wobec cykl recenzje. Będą to moje wrażenia i przemyślenia dotyczące jakiegoś konkretnego tematu. Znajdą się tu plany treningowe, sprzęt jak również produkty z branży kosmetycznej i pewnie także inne różności.

Dziś bierzemy pod włos plan 6-tygodniowy czyli sprawcę mojej fascynacji biegowej. Plan udało mi się zrealizować na początku 2014 roku o czym dumnie wam donosiłam i teraz znów stał się mi bliski jako, że moja kondycja nie pozwala jeszcze na bieganie 30 minut bez przerwy jak to już miało miejsce przed zarzuceniem treningów.  Wezmę jednak pod uwagę swoje dawne wrażenia, bo wtedy udało mi się ten plan ukończyć.

Wystarczy wstępu, przechodzimy do rzeczy.  Plan o którym mówię pochodzi ze strony bieganie.pl i prezentuje się następująco:

Z planem, albo bez planu - oto jest pytanie...
Decyzja oczywiście należy do was, ale biorąc pod uwagę moje doświadczenia, zdecydowanie polecam opcję z planem. Niezliczone były moje próby zaczynania biegania. Oczywiście nic nie czytałam,  nie przygotowywałam się. Od tama decyzja - zaczynam biegać.  Ubierałam się więc w dresy, wkładam adidasy i na osiedle. 

"Rozgrzewka? A po co to komu, tylko się zmęczę i będę krócej biec."
"Powoli? Skądże!" Polska mentalność się włączała: "Co z tego, że w życiu nie biegałam. Przecież wychodzę z domu i od razu powinnam być szybsza od jakiegoś tam Bolta."
Kończyło się biegnięciem ile sił przez maksymalnie  5 minut i powrotem do domu z myślą "Nienawidzę biegania!"
Sprawdziany biegowe w podstawówce i gimnazjum były udręką.  Uważałam je za zło konieczne i tak mniej więcej do liceum. Pewnego dnia trafiłam przez przypadek na forum o bieganiu,  zaczęłam czytać i pomyślałam,  że może nie bieganie jest złe, ale jednak moje podejście. 
Również ze względów zdrowotnych dobrze zaczynać z planem. Pozwala on powoli przyzwyczaić organizm do wysiłku, bo bieganie od razu ile sił może być nawet niebezpieczne dla naszego zdrowia, przykładowo serce może tak gwałtownej zmiany nie wytrzymać. 
Reasumując: plan bardzo wiele ułatwia i nas mobilizuje, bo mamy konkretny cel do zrealizowznia w określonym czasie.  Można biegać bez niego, ale robiąc to z głową i unikając tych oraz innych błędów (notka o najczęstszych błędach początkujących biegaczy będzie, ale najgorsze, popełnione przeze mnie już wam przedstawiłam). I bezpieczniej oraz zdrowiej zaczynać z planem przygotowanym przez specjalistę.  Takich w internecie jest pełno. Wcale nie potrzebujemy drogiego trenera personalnego. Przejdę w końcu do oceny tego konkretnie planu 6-tygodniowego.

Czas trwania:
Dla mnie idealny. Moje pierwsze podejście do biegania z planem zaczęłam od tego 10-tygodniowego, ale osiągnięcie z nim celu minimum jakim był bieg 30 minut bez przerwy było tak odległe,  że mniej więcej w połowie straciłam motywację i znów rzuciłam ten piękny sport. W przypadku planu 6-tygodniowego, zaczęłam go od 3-go tygodnia, więc praktycznie po miesiącu już osiągnęłam zamierzony cel i mogłam rozwijać się dalej. Jeżeli jednak dla was większym demotywatorem od długiego czasu do realizacji celu są zbyt duże zmiany poziomu trudności, to znacznie łagodniejszy plan 10-tygodniowy będzie dla was lepszy. 

Poziom trudności
Dobre jest to, że plan jest dla każdego nawet najmniej obdarzonego kondycją człowieka,  bo przebiec 30 sekund w swoim tempie większość jest w stanie od razu, a jeżeli nawet nie to parę dłuższych spacerów budujących kondycję i możemy przechodzić do planu biegowego. 
Kolejną rzeczą, którą lubię w planach (nie tylko w tym, ale ogólnie we wszystkich) to fakt, że zależnie od aktualnej koncycji możemy zacząć od dowolnego tygodnia. Po co zaczynać ciągle od początku i wydłużać sobie przygotowania jak można zacząć np. tak jak ja od tygodnia 3-go i szybciej cieszyć się osiągnięciem celu. Ogólna zasada jest taka, że wybueramy taką proporcję  marszu i biegu jaka stanowić będzie dla nas wyzwanie, bo utknięcie w bezpiecznym miejscu, w którym czujemy się pewnie nie pozwoli nam się w żaden sposób rozwinąć. 
Jeśli chodzi o sam przebieg treningów z tym planem, muszę przyznać, że pierwszy trening ze zmienioną proporcją marszu i biegu czuć. Trzeba się mocno zaprzeć w sobie,  żeby nie przestawać biec, nie przerywać treningu, ale jest to do zrobienia i z każdym kolejnym treningiem będzie nam znacznie łatwiej a ostatni tydzień z danego tygodnia będziemy traktować jako pikuś i czystą przyjemność.

Częstotliwość treningów
Jeden trening zajmuje nam godzinę. Ja do opisanych powyżej czynności dodaję 5 minut spokojnego marszu po ostatnim interwale, potem 4 piętra po schodach i rozciąganie w domowym zaciszu, gdzie mam lepsze podłoże do tego celu. Łącznie wychodzi równo 60 minut. Znalezienie 4 godzin w ciągu tygodnia nie jest czymś niemożliwym,  zwłaszcza że do dyspozycji mamy godzin 168,więc czym są przy tym te 4? ;) 3 dni przerwy odpowiedmio rozłożone pozwalają naszemu organizmowi spokojnie się regenerować.  Polecam wam jeden z dni przerwy zaplanować na przeddzień rozpoczęcia kolejnego tygodnia według planu, bo łatwiej przeskoczyć zmianę proporcji w interwale mając wypoczęty organizm :)

To by chyba było na tyle. Zapewne pominąłem jakiś (lub jakieś) aspekty, więc w razie czego możecie oczywiście mnie spytać. Na wszystkie komentarze odpowiadam, możecie je pisać pod swoim nickiem, anonimowo, ewentualnie jest jeszcze kontakt mailowy. Staram się sprawdzać pocztę codziennie (och jakim dobrodziejstwem są smartphony powiadamiające o nadchodzącym mailu. Kiedyś kompletnie zapominałam sprawdzać poczty, a teraz sama się sprawdza)

Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam i unikniecie fatalnych błędów jakie ja popełniłam, bo bieganie samo w sobie jest przyjemne, a endorfiny po treningu nie do zastąpienia przez nic innego ;) Ogólnie rzecz biorąc bieganie ma mnóstwo zalet. Oprócz wspomnianych wcześniej endorfin jest:
*tanie (na początek wcale nie potrzebujemy super butów i stroju. Wystarczą zwykłe dresy i adidasy jakie prawie każdy posiada.)
*łatwo dostępne (możemy biegać w większości miejsc, zazwyczaj nawet blisko domu, czego nie można powiedzieć o siłowni czy basenie do którego zazwyczaj trzeba dojść lub dojechać)
*zapewnia dobrą kondycję i piękną sylwetkę
*i tak dalej... mogłabym wymieniać i wymieniać :)

Na koniec wspomnę o październikowych wyzwzniach, w których zamierzam wziąć udział. Oto i one:


Zachęcam was gorąco do dołączenia. Jeśli macie do polecenia jakieś inne wyzwznia, które być może przeoczyłam - dodawajcie linki w komentarzach. Chętnie przejrzę i dołączę również do nich. Jeśli zechcecie śledzić mojego bloga dowiecie się jak owe wywzania mi idą, bo zamierzam dokumentować postępy i dzielić się nimi z wami właśnie tutaj na blogu, zapewne w paru oddzielnych seriach. Jak zapewne wiecie łatwiej pamiętać o blogach jeśli się je obserwuje. Po prawej stronie macie więc funkcję obserwowania za pomocą adresu e-mail. Mam nadzieję, że będzie warto :)

To chyba tyle na dziś. Zostawiam was i idę pobiegać. Trzymajcie się!

PS. Dodawałam wam ostatnio swoje zdjęcia na koniec notki i w sumie całkiem mi się to spodobało, więc kontynuacja tradycji poniżej:

Tym razem pod Pere Lachaise. A w tle mój ukochany Chór UP w Lublinie.

Miłego wieczoru!


środa, 24 września 2014

10. Kobieta zmienną jest

Pisałam wam ostatnio, że poprzednie notki znikają, a ja będę pisać je na nowo, ale właściwie to cała historia tego bloga, więc czemu z niej rezygnować :) Daję więc możliwość osobom, które trafiły na mojego bloga dopiero teraz, żeby mogły sobie przejrzeć w jaki sposób oraz o czym pisałam kiedyś. Archiwum znajdziecie po prawej stronie. Posty pochodzą z lutego i marca, więc pod tymi miesiącami należy ich szukać.

Znów moje biadolenie zamiast sensownej notki, ale obiecuję wam, że następna już będzie dotyczyć stricte sportu/zdrowego stylu życia jak to miało miejsce wcześniej. Bo na razie zamiast rozszerzania tematyki robi się pisanie o niczym...

Pochwalę się przynajmniej, że biegałam. Właściwie więcej marszu niż biegu, ale 30 minut zaliczone, więc dobry początek jest. Jeszcze trochę i wrócę do dawnej formy. Gdzie te czasy, że 40 minut biegania nie sprawiało mi już problemów... ale jak się zarzuca treningi to się potem zaczyna od zera. Radzę nie popełniać mojego błędu i konsekwentnie realizować kolejne biegowe plany ;)

Miałam mieć dziś sesję zdjęciową, ale życie pokrzyżowało plany. Jedno dość ładne zdjęcie udało się jednak zrobić, więc wstawiam je poniżej:

Oto i ja. Z odrobiną photoshopowych masek i innych efektów, ale jednak ja ;)

Na koniec zapraszam was do obejrzenia dzieł zaprzyjaźnionej blogerki Agatki. Pojawią się one w linkach, ale na razie wspominam w notce.
*Świat według Agatki - miły do poczytania blog o wszystkim
*Gienia00000 - photoblog ze zdjęciami właścicielki, zwierząt i natury

Zaglądajcie i tutaj, bo będą już konkretne treściwe notki poruszające tematy takie jak treningi, diety, fotografia i wiele innych różności. Piszcie w komentarzach co sądzicie o notkach i o czym chcielibyście poczytać. Pokażcie, że jesteście, a ja będę mieć większą motywację do działania :) Będę bardzo wdzięczna za wspomnienie o moim blogu, bo piszę go dla siebie ale i dla ludzi, żeby pomóc na tyle na ile potrafię ;)

Trzymajcie się ciepło w te chłodne wieczory ;)
~M.

wtorek, 23 września 2014

9. Nowy początek

Dawni bywalcy bloga mogli zauważyć, że zniknęło 8 napisanych wcześniej przeze mnie notek. Może nie do końca zniknęło - one są, ale zapisane jako kopie robocze. Postanowiłam zacząć
od nowa z nieco zmienioną tematyką lub może nie tyle zmienioną co urozmaiconą.
Co ważniejsze notki zostaną przeredagowane i uzupełnione, a reszta zamieniona na bardziej treściwe i wartościowe materiały.

Długo nie pisałam, bo i nie było o czym. Przyznaję się bez bicia, że zawaliłam i trochę ponad
2-miesięczna przygoda ze zdrowym stylem życia dobiegła końca, ale...! Postaram się wrócić
do starych nawyków, bo tak dobrze jak przez tamte dwa miesiące nie czułam się nigdy. Zarówno fizycznie jak i psychicznie.

Wiele się w moim życiu działo, zwiedziłam kawałek świata - no dobra, ułamek - Reims, Paryż. Znalazłam nową pasję w postaci fotografii, więc i w tym kierunku postaram się dokształcić, efekty zapewne zobaczycie. Do starej sportowo-dietetycznej tematyki dodam ułamek pamiętnika, szczyptę fotografii (zarówno ze mną jako modelką oraz tych gdzie znajduję się po drugiej stronie obiektywu) i garść innych niespodzianek. To wszystko już wkrótce, mam nadzieję, że choć część czytelników przypomni sobie o mnie i zajrzy od czasu do czasu.

Na koniec notki fotografia z Luwru. Wielkie podziękowania dla mojej przyszywanej siostrzyczki za jej wykonanie.


Wiecie już mniej więcej jak wygląda autorka bloga, część wie jak pisze. Życzcie mi tylko nie gasnącego entuzjazmu, a będzie dobrze. Trzymajcie się ciepło!

wtorek, 11 marca 2014

8. Biegniemy do Lidla po akcesoria do biegania ;)

Musicie mi wybaczyć brak postów. Kompletnie nie mam ostatnio weny, a nie chciałam pisać o niczym. Dzisiaj też mało kreatywnie, ale może komuś przyda się informacja, że od następnego poniedziałku w Lidlu będzie oferta biegowa. Sama zamierzam kupić buty, bo mój budżet nie pozwala mi na razie na nic lepszego. Poza tym są po prostu w moim typie :) Jak się uda to wezmę też bieliznę sportową i nie wykluczone, że strój do biegania. Miałam się na razie wstrzymać, ale te fiolety...


Prawda, że ładne? Chyba wybiorę czarno-fioletowe lub fioletowo-zielone, bo róż do mnie nie przemawia.
Po resztę odsyłam do gazetki promocyjnej. Kupicie coś? ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie napiszę nic więcej, bo lecę biegać ;) A potem na WF. Trzymajcie się!

niedziela, 2 marca 2014

7. Podsumowanie lutego i plany na marzec

Jak ten czas leci. Jeszcze przed chwilą bawiłam się na balu sylwestrowym, żeby teraz snuć plany na marzec... i to na blogu - koniec świata.




W lutym:
*zaliczyłam sesję
*wróciłam po feriach na uczelnię
*wróciłam do biegania
*zaczęłam się zdrowiej ożywiać
*zaczęłam jeść regularnie
*poszłam na pierwsze zajęcia sekcji tanecznej
*spróbowałam wielu nowych aktywności fizycznych i do części z pewnością powrócę
*zgubiłam 2cm w udach, podudziach, biodrach, boczkach i talii
*od połowy lutego robiłam dokładne, cotygodniowe pomiary i zdjęcia porównawcze co 2 tygodnie
*założyłam bloga
*zaczęłam dokładniej planować każdy dzień

W marcu:
*zacznę nieco zmodyfikowany plan półmaraton dla początkujących
*dołożę więcej ćwiczeń do biegania
*będę się regularnie rozciągać
*zgubię kolejne centymetry - szczególnie z ud, bioder, boczków
*będę kontynuować pomiary i robienie zdjęć
*będę się starała regularnie pisać na blogu
*będę porządkować notatki
*będę kontynuować eliminację złych nawyków żywieniowych
*jak wpadnę na coś jeszcze to napiszę w między czasie.


A wy jaki macie plan na nowy miesiąc? Życzę wam powodzenia! ;) Sobie też.

czwartek, 27 lutego 2014

6. Brak czasu to beznadziejna wymówka - czyli publiczna nagana dla samej siebie.

Tik, tak, tik, tak... muszę powiedzieć, że ciężko mi przychodzi aklimatyzacja z nowym semestrem na studiach. Plan mam jaki mam. Zajęć niby nie ma dużo, bo maksymalnie 3 dziennie, ale tak porozkładane, że nic tylko chodzę na uczelnię, do domu, na uczelnię, do domu... i robię 10-12km. Ale to i tak beznadziejna wymówka, bo jakbym tylko się lepiej zorganizowała, to to pół godzinki na bieganie powinnam znaleźć bez najmniejszego problemu. I znajdę - dzisiaj. Koniec, kropka, amen. Beznadziejnie się czuję mając świadomość, że już czwartek, a ja nie odbyłam żadnego treningu. Mam ochotę samą siebie udusić, więc może jak napiszę publicznie, że ruszam tyłek i idę biegać to to zrobię. Boli mnie fakt, że muszę to robić w dzień (zajęcia do 20, potem próba, więc będę w domu o 22, a wtedy już nie pobiegam). Świeci koszmarne słońce i jest gorąco, ale nie ma, że boli, już poprzednie dni się obijałam.

Dziś Tłusty Czwartek, dzisiaj królują pączki. Polecam wszystkim artykuł na stronie treningbiegacza.pl Pociesza biegaczy i motywuje nie-biegaczy do rozpoczęcia romansu z tym pięknym sportem. Ja pączka nie zjem, bo w internecie naoglądałam się ich tyle, że na sam widok mi za słodko, ale wam życzę smacznego i mam nadzieję, że spalicie te kalorie :)
Źródło: eatsmart4ever.blogspot.com

Zrobiłam parę ładnych zdjęć swoich posiłków, co wy na to, żebym poświęciła im którąś z następnych notek? Nie są bardzo wymyślne, bo dopiero zaczynam zagłębiać się w temat odżywiania, ale smakowały bardzo dobrze.

Znów za dużo pisze o sobie, wybaczcie! Okej, koniec wątku autobiograficznego, chociaż miałam dodać jeszcze o inspirujących zajęciach ochrony środowiska, ale nie zrobię tego, bo zanudzę was na śmierć.

Miało być tak pięknie, a właściwie notka o niczym, ale motywator będzie! Trzymajcie! :)


niedziela, 23 lutego 2014

5. Deser w wersji fit

To zdecydowanie nie były moje dni. Jeden wielki kryzys i absolutny brak weny, stąd też brak postów. Wczoraj wyszłam na trening i po 10 minutach nie byłam w stanie go dokończyć. Przebiegłam całe 1,5km... Jadłam niewiele, za to opijałam się gorącym kakao. Aż boję się stawać na wagę lub chwytać centymetr, bo sprzęty te raczej nie będą dla mnie łaskawe :/
Pora wrócić jednak w końcu do świata żywych i się ogarnąć zanim będzie za późno.


Obiecałam się poprawić i nie pisać wyłącznie o sobie, więc dziś uraczę was notką z przepisem. Wszystko z racji pewnego konkursu, o którym poczytać możecie tutaj. To co? Zaczynamy :)

Moja wariacja na temat ciasteczek owsianych:


Składniki: (podaję wszystko w przybliżeniu, bo szczerze mówiąc sypałam na oko)
  • szklanka płatków owsianych
  • 2 łyżki otrębów owsianych (można zamienić na pszenne)
  • woda
  • jogurt naturalny
  • 1 jak najbardziej dojrzały banan
  • 1 jabłko
  • rodzynki
  • śliwki
  • orzechy (lub jakiekolwiek inne bakalie - co lubicie) 

Płatki owsiane sypiemy do miski. Ugniatamy banana:

Aby otrzymać papkę wyglądającą mniej więcej tak:

Ucieramy jabłko:

Łączymy ze sobą składniki:

Dodajemy jogurt naturalny:

 Otręby wraz z wodą gotujemy przez 2-3 minuty:

I otrzymujemy z nich kleistą maź, która wraz z owocami doskonale połączy nam składniki:

Wszystko łączymy ze sobą i dodajemy ulubione bakalie. W moim przypadku były to:
*Pokruszone orzechy:

*Pokrojone śliwki:

I rodzynki prosto z paczki:

Tak jak pisałam już wcześniej, mogą to być jakiekolwiek lubiane przez was bakalie - wszystko wedle uznania :)
Łączymy ze sobą składniki:

Formujemy kuleczki:

Rozgniatamy, aby otrzymać coś na kształt ciastka:

Pieczemy w temperaturze 180*C przez mniej więcej 15 minut. 
Ja posiadam stary, gazowy piekarnik, więc po 10 minutach odwracam ciastka na drugą steonę, ale jeżeli wy jesteście szczęśliwymi posiadaczami piekarnika z termoobiegiem, możecie tę czynność pominąć.

Po upieczeniu cieszymy się ze zdrowej przekąski :)

Mi z jednej porcji wyszły 32 ciasteczka

Gotowe ciastka możemy polać bezcukrową, czekoladową polewą. Ja tego nie zrobiłam, bo polubiłam te ciasta takie, jakimi są, ale jeśli jest wśród was miłośnik gorzkiej czekolady, to może się pokusić na takie urozmaicenie. Wykonanie polewy jest banalnie proste.

Składniki:
  • Kakao
  • Mleko
  • Odrobina masła lub margaryny
Gotujemy do uzyskania jednolitej konsystencji. Polewamy ciastka gorącą masą i czekamy aż zastygnie.

Smacznego! :)
(Przepraszam za taką a nie inną jakość zdjęć. Obecnie nie dysponuję lepszym sprzętem)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Post bierze udział w konkursie:



PS. 
Pamiętajcie, że kluczem do sukcesu są też dobrze dobrani pomocnicy ;)
 
PS2. Równo za pół roku jest półmaraton, w którym chciałabym wystartować. Dam radę?

poniedziałek, 17 lutego 2014

4. Powrót do biegania + efekty = całkowite szczęście

Z góry chcę was ostrzec, że piszę pod wpływem... pobiegowych endorfinek oczywiście. Wróciłam do biegania. Te dwa dni bez niego dłużyły mi się niesamowicie, ale w końcu mam czego chciałam. Ze stopą już w porządku, w ogóle dzisiaj podczas treningu nic mnie nie bolało, dopiero po nim czuję nogi, ale to mi tylko przypomina o tej wysoko zawieszonej poprzeczce, jaką dzisiaj przeskoczyłam. Ale o tym później.

Miałam mierzyć się co tydzień, czyli ten sądny dzień wypada jutro. Ale jak to ja - niecierpliwiec, z ciekawości chwyciłam centymetr i sprawdziłam uda, bo one najbardziej mnie interesują. Co widzę? Od ostatniego mierzenia minęło ledwie 6 dni, a wyraźnie widać o centymetr mniej!
Po centymetrze zgubiłam również z talii, boczków, łydki podudzia i bioder.
I jak tu nie być zmotywowanym i nie skakać z radości? Powiem szczerze, że ciężko mi nawet powiedzieć skąd taki efekt. Czy to dieta? Faktycznie zaczęłam zastanawiać się nad kalorycznością swoich posiłków, ale jem naprawdę regularnie i zdrowo dopiero od dwóch dni. W dodatku zdarzały mi się lepsze i gorsze dni. Bieganie? Od powrotu mijają dwa tygodnie , ale biegałam po pół godziny, więc nie wkraczałam nawet w etap największego spalania tłuszczu. Zrobiłam też 2 godziny callanetics, ale nie wierzę, aby tak mała ilość mogła dać aż taki efekt. Podobno regeneracja też swoje robi, więc te dwa dni, podczas których wypoczęłam, a także pozbawiłam organizm kwasu mlekowego, jakim był przepełniony po wspomnianym callanetics-ie. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, to wszystko razem złożyło się na taki a nie inny rezultat, więc teraz pozostaje mi kontynuacja i dążenie do upragnionego celu.

Biegowo też do przodu. Postanowiłam nie zwracać uwagi na przerwę jaką miałam i kontynuować plan sześciotygodniowy. Biegałam więc 4 minuty, maszerowałam jedną. Tempo nie było zabójcze, ale 4,3km zrobione, więc jestem z siebie zadowolona. Zwłaszcza, że ostatnie odcinki były naprawdę ciężkie, ale zawzięłam się i wygrałam ten bój z samą sobą. Zdaję sobie sprawę, że dla maratończyka, biegającego 10 razy dłuższy dystans, to moje 4,3 to pikuś, ale dla mnie to kolejny krok do przodu, jaki poczyniłam na początku swojej biegowej przygody. A przecież dziś mijają równo dwa tygodnie od początku mojego biegowego powrotu.

Rozpisałam się i znów jest tylko o mnie... obiecuję się poprawić w następnych notkach! Motywator na koniec oczywiście będzie. Mogę potwierdzić, że jest z życia wzięty:

Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądają! Będę bardzo wdzięczna jeśli dacie znać o sobie w komentarzach. Trzymajcie się! 

sobota, 15 lutego 2014

3. Pomiędzy euforią a rozdrażnieniem.

Wieczorna pora, można ochłonąć z emocji, jakie dzisiejszy dzień dostarczył, zasiąść przed komputerem z kubkiem zielonej herbaty i spróbować napisać jakąś notkę na blogu. Z góry ostrzegam, że będzie autobiograficznie. Powinnam się chyba wyspowiadać z dzisiejszych treningowych grzeszków, bo to nie był mój dzień.

Może najpierw jednak pozytywy? Śledzicie Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Sochi? Jeśli nie to żałujcie, bo ja dawno nie czułam tyle dumy i szczęścia co dziś. Dwa złote medale, tyle ile wcześniej przez 90 lat. Wielki Zbigniew Bródka, Wspaniały Kamil Stoch. To są prawdziwe autorytety, ikony polskiego sportu, ludzie, którzy pokazują, że ciężka praca pozwala na spełnianie marzeń. Jedni z moich osobistych motywatorów, na których w swojej amatorskiej karierze będę się wzorować. I co z tego, że nie biegają? Są najlepsi na świecie i nie ważne w jakiej dyscyplinie!


A jeśli chodzi o mniej przyjemną część... Igrzyska są cudowne, ale sprawiają, że człowiek spędza prawie cały dzień przed telewizorem. Dzisiaj akurat to wskazane, bo obiecałam sobie dzień całkowitej regeneracji. Już nawet nie chodzi o plan treningowy, ale o doprowadzenie organizmu do stanu używalności. Nie "chwaliłam się", że przez bieganie w jak się okazało nieodpowiednich butach, zrobiłam coś sobie w stopę. Zaczęła boleć na 5 minut przed końcem środowego treningu, przerwałam więc bieg i spokojnym marszem wróciłam do domu. Następnego dnia powtórzyłam próbę. Zrobiłam standardową rozgrzewkę - marsz wzbogacony rozciąganiem. Było w porządku, jednak w momencie zmiany pozycji stopy przy rozpoczęciu biegu, poczułam to samo co dnia poprzedniego. Zdrowy rozsądek krzyczał "wracaj do domu i się lecz", ale wygrała ambicja, bo "skoro Justyna Kowalczyk ze złamaną stopą, zdobyła złoto na Olimpiadzie, to ja nie zrobię 30-minutowego treningu?" Zrobiłam. Wydawało mi się, że to rozbiegam i faktycznie z każdym metrem ból ustępował, ale przy każdej zmianie tempa następowała powtórka z rozrywki. Trening zrobiłam, ale pożałowałam po jego zakończeniu, a chodzenie po sklepach następnego dnia sytuacji nie poprawiło.

Obiecałam sobie, że dopóki nie będę w 100% zdrowa, przerywam bieganie, bo parę dni mnie nie zbawi, a kontynuując mogę zrobić sobie tylko większą krzywdę. Ale dzisiaj nie wytrzymałam i z pomocą mojego czworonoga, zrobiłam kilometr... przepraszam! W dodatku zgrzeszyłam dietetycznie, bo zjadłam 3 ciasteczka. Brzmi śmiesznie, ale źle się z tym czuję.

Staram się teraz znaleźć jakieś zastępcze ćwiczenia, żeby choć trochę poprawić kondycję podczas nie biegania, na razie skończyło się na potwornych zakwasach, ale jak się ich pozbędę, to przetestuję dalej.

Na koniec coś co mnie zgubiło, ale wam może pomóc :)


I życzę wam zdrowia, bo nic tak nie denerwuje jak posiadanie chęci do trenowania i niemożliwość realizacji celu.

środa, 12 lutego 2014

2. Odbić się od dna. I zjeść pomarańczę :)


Korzystając z chwili czasu i chęci, zabrałam się za porządkowanie szafy. Przymierzałam wiosenne i letnie ubrania, a następnie składałam je i rozdzielałam na dwie kupki: pierwsza - ubrania, w których nie chodzę, bo pogoda na to nie pozwala oraz druga: ubrania w których nie chodzę, bo pogoda na to nie pozwala i przy mojej obecnej figurze i tak bym ich nie założyła.Tych drugich jest zdecydowanie więcej, a to daje do myślenia. Co prawda rozmiar w większości pasuje, ale w mojej opinii, nie wyglądam zadowalająco, a przecież o to chodzi, żeby dobrze czuć się we własnej skórze.

Dokonałam też pomiarów całego ciała i właściwie wszystko w normie, poza udami. Nie wiem czy wiecie, ale uda powinny stanowić ok 60% obwodu bioder, a u mnie wynik wyniósł 67%. Zakładając, że z bioder (z których dumna nie jestem) coś mi ubędzie, to jak nic mam do zrzucenia 10cm z ud. Dołujące? Wręcz przeciwnie.

Są też pozytywy. Mój powrót do biegania ma się bardzo dobrze. Ponieważ jako taką kondycję miałam, plan 6-tygodniowy zaczęłam od 3 tygodnia, a teraz wkroczyłam już w czwarty i w końcu biegu jest więcej niż marszu. Po całkowitym ukończeniu z pewnością napiszę recenzję planu, na razie to tylko taka mała, automotywacyjna informacja. Obrałam też cel w postaci imprezy biegowej, mianowicie Półmaraton Chmielakowy 23 sierpnia. 21km po pół roku biegania to wyzwanie, ale jestem młoda, kto jak nie ja miałby dać radę :)

Ok, wystarczy tego pisania o mnie, bo zanudzam. 


Dieta biegacza - pomarańczeZima jest problematyczną porą roku, jeśli chodzi o dostępność owoców i warzyw. Mamy jednak cytrusy, które ja osobiście uwielbiam. A co nam daje jedzenie pomarańczy?

Ten owoc cytrusowy to idealne źródło witaminy C, doskonałego przeciwutleniacza, który zmniejsza powysiłkowy ból mięśni. Skórka pomarańczowa zaś zawiera dużą ilość herperidinu (składnik pomarańczy obniżający ciśnienie krwi i poziom cholesterolu.
Jeżeli nie jesteś miłośnikiem kwaskowatego smaku, możesz dodać cząstki pomarańczy do owocowych i zielonych sałatek, na bazie soku i miąższu, twórz sosy do drobiu, wieprzowiny i ryb. 

Jedna 200-gramowa pomarańcza zawiera:
  • ok. 95kcal
  • 1,8 g białka
  • 0,2 g tłuszczu
  • 23 g węglowodanów
  • 4,8 g błonnika
  • 106,4 mg witaminy C!
  • 0,4 mg witaminy E
  • 0,18 mg witaminy B1
  • 0,08 mg witaminy B2
  • 0,56 mg witaminy B3 (PP)
  • 0,12 mg witaminy B6
  • 30 µg kwasu foliowego
  • 80 mg wapnia
  • 0,2 mg żelaza
  • 20 mg magnezu
  • 28 mg fosforu
  • 362 mg potasu
  • 0 mg cholesterolu
 I pamiętajcie:

poniedziałek, 10 lutego 2014

1. Od czegoś trzeba zacząć


Co mnie podkusiło, żeby po raz kolejny zaczynać blogową przygodę...? Chyba ostatnio za dużo czytam i pozazdrościłam wspaniałym blogerkom ich twórczości. Inna sprawa, że dla niektórych sesja studencka się zaczyna, moja na szczęście ma się ku końcowi. Jak dobrze pójdzie, to w środę będę mieć ostatni egzamin, a potem nadejdzie czas aktywnego wypoczynku, więc i napisać można, bo czemu nie?


Przepraszam za pisanie bez ładu i składu, tak to niestety jest kiedy człowiek zbyt wiele chce przekazać. Żeby nie zanudzać przejdę więc do meritum, jakim jest cel owego przedsięwzięcia pod tytułem "zakładanie bloga odcinek...". Chcę zmotywować was, a przy okazji samą siebie. Podzielić się swoimi doświadczeniami, bo sporo czasu zaoszczędzić można ucząc się na błędach innych, zamiast własnych ;) Sama dzięki lekturze blogów mam już jako taką wizję, bez konieczności zaczynania całkowicie od zera.

Czego możecie się spodziewać?
  • Ogólnie rzecz biorąc: promowania zdrowego stylu życia
  • Sporej garści informacji treningowych: będę testować plany treningowe i dzielić się swoimi wrażeniami. 
  • Opisu mojej przygody z dbaniem o formę.
  • Motywujących tekstów, obrazków, sugestii.
  • Porad żywieniowych 
  • Linków do ciekawych wyzwań odbywających się na fit-blogach
  • Testów domowych sposobów dbania o urodę, kosmetyków.
  • I wszystkiego co wy mi zasugerujecie, bo piszę przede wszystkim dla was, więc czekam na propozycje tematów, które was by interesowały i jeśli tylko będę w stanie, postaram się pomóc.
 Chyba nie ma co przedobrzać, bo was zniechęcę. Początki bywają trudne, więc będę wdzięczna za każdy komentarz pozostawiony pod postem, który udowodni mi, że warto pisać dalej.

Igrzyska w Sochi trwają w najlepsze, więc i końcowy motywator będzie w tej tematyce:

Trzymajcie się ciepło w to zimowe przedpołudnie :)


PS. Pracuję nad wyglądem bloga, na razie jest to domyślny szablon, ale z czasem będzie tu dużo ciekawiej, w końcu grafika komputerowa to jedno z moich zainteresowań :)

PS2. Podpowiedzcie mi proszę jakie blogi warto obserwować.Wcale nie muszą mieć identycznej tematyki. Z góry dziękuję za propozycje.