sobota, 15 lutego 2014

3. Pomiędzy euforią a rozdrażnieniem.

Wieczorna pora, można ochłonąć z emocji, jakie dzisiejszy dzień dostarczył, zasiąść przed komputerem z kubkiem zielonej herbaty i spróbować napisać jakąś notkę na blogu. Z góry ostrzegam, że będzie autobiograficznie. Powinnam się chyba wyspowiadać z dzisiejszych treningowych grzeszków, bo to nie był mój dzień.

Może najpierw jednak pozytywy? Śledzicie Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Sochi? Jeśli nie to żałujcie, bo ja dawno nie czułam tyle dumy i szczęścia co dziś. Dwa złote medale, tyle ile wcześniej przez 90 lat. Wielki Zbigniew Bródka, Wspaniały Kamil Stoch. To są prawdziwe autorytety, ikony polskiego sportu, ludzie, którzy pokazują, że ciężka praca pozwala na spełnianie marzeń. Jedni z moich osobistych motywatorów, na których w swojej amatorskiej karierze będę się wzorować. I co z tego, że nie biegają? Są najlepsi na świecie i nie ważne w jakiej dyscyplinie!


A jeśli chodzi o mniej przyjemną część... Igrzyska są cudowne, ale sprawiają, że człowiek spędza prawie cały dzień przed telewizorem. Dzisiaj akurat to wskazane, bo obiecałam sobie dzień całkowitej regeneracji. Już nawet nie chodzi o plan treningowy, ale o doprowadzenie organizmu do stanu używalności. Nie "chwaliłam się", że przez bieganie w jak się okazało nieodpowiednich butach, zrobiłam coś sobie w stopę. Zaczęła boleć na 5 minut przed końcem środowego treningu, przerwałam więc bieg i spokojnym marszem wróciłam do domu. Następnego dnia powtórzyłam próbę. Zrobiłam standardową rozgrzewkę - marsz wzbogacony rozciąganiem. Było w porządku, jednak w momencie zmiany pozycji stopy przy rozpoczęciu biegu, poczułam to samo co dnia poprzedniego. Zdrowy rozsądek krzyczał "wracaj do domu i się lecz", ale wygrała ambicja, bo "skoro Justyna Kowalczyk ze złamaną stopą, zdobyła złoto na Olimpiadzie, to ja nie zrobię 30-minutowego treningu?" Zrobiłam. Wydawało mi się, że to rozbiegam i faktycznie z każdym metrem ból ustępował, ale przy każdej zmianie tempa następowała powtórka z rozrywki. Trening zrobiłam, ale pożałowałam po jego zakończeniu, a chodzenie po sklepach następnego dnia sytuacji nie poprawiło.

Obiecałam sobie, że dopóki nie będę w 100% zdrowa, przerywam bieganie, bo parę dni mnie nie zbawi, a kontynuując mogę zrobić sobie tylko większą krzywdę. Ale dzisiaj nie wytrzymałam i z pomocą mojego czworonoga, zrobiłam kilometr... przepraszam! W dodatku zgrzeszyłam dietetycznie, bo zjadłam 3 ciasteczka. Brzmi śmiesznie, ale źle się z tym czuję.

Staram się teraz znaleźć jakieś zastępcze ćwiczenia, żeby choć trochę poprawić kondycję podczas nie biegania, na razie skończyło się na potwornych zakwasach, ale jak się ich pozbędę, to przetestuję dalej.

Na koniec coś co mnie zgubiło, ale wam może pomóc :)


I życzę wam zdrowia, bo nic tak nie denerwuje jak posiadanie chęci do trenowania i niemożliwość realizacji celu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz